sobota, 13 grudnia 2014

Świąteczne porządki ;)

13 grudnia... 
Kto czuje klimat zbliżających się świąt? U mnie była znieczulica, całkowita. Do momentu zakupu prezentów. Dla Antka, dla braci, rodziców, babć... A uśmiech i radość dzieci kiedy zawzięcie rozdzierają papier i wyjmują zabawkę - bezcenne!
To jest ta przyjemniejsza część świątecznych porządków - czyszczenie portfeli ;)
Porządki to nie jest powód do radości. Nie cierpię myć okien, szczęście że mam elfa, który chcąc nie chcąc pomaga. Szafki, półki... W sumie nie rozumiem, sprząta się często a na święta i tak człowiek ma najwięcej do ogarnięcia.  


 

No, oczywiście! Najmilszą częścią świątecznych przygotowań są wypieki! Ile pięknych i smacznych rzeczy może powstać w kuchni. Niestety nie zawsze się chce :) Tradycyjnie zaczynamy od pierników. Miały być zrobione już w poprzednim tygodniu, ale się pochorowaliśmy. Pierw Tosiek, teraz ja. Zaniemówiłam przez zapalenie krtani i chłopaki się cieszą, że nie krzyczę  tyle. No tak, teraz już tylko rzucam ścierką i tupię jak mnie zdenerwują. I tak mają mnóstwo frajdy patrząc na moje próby odzyskania panowania nad ładem w mieszkanku.
Wracając do pierniczków...















Uwielbiam piec z Tosiem, pomocnik na medal. Nawet prywatny pomagał - poszedł do pracy, dzięki czemu nie kręcił się po kuchni i nie podjadał. Kocur też miał w tym swój udział - poszedł spać. A my dzielnie, blacha za blachą spełnialiśmy zaszczytny obowiązek. Ach jak pachnie teraz w mieszkaniu. Są gwiazdki, serduszka, dzwonki, choinki, a nawet śnieżynki i piernikowe ludziki. Ostatnie, to nowy nabytek. Jakże ważny i cenny :) Przyczynił się do tego Śledczy Świercz, który podobno w środku nocy jechał do Tesco 24h, po pięć fantastycznych ludzików! Był na tropie i wytropił, co w Tesco piszczy :)


Pierniki

- 1,5 szkl. miodu
- 1 szkl. cukru pudru 
- 1 op. przyprawy do piernika
- 150g masła
- 1 łyżeczka sody
- szczypta soli
- 1 roztrzepane jajko
- 500g mąki 

Ciasto przygotowujemy dzień wcześniej, konieczne aby przeleżało noc w lodówce!
W garnuszku podgrzewamy miód, masło, cukier i przyprawę. Mieszamy aby składniki się połączyły. Nie dopuśćcie do zagotowania masy. Odstawiamy do przestygnięcia. Ja w tym czasie poszłam po Tosia do przedszkola. A kiedy wróciliśmy czekał na Nas kurier. Lubię dostawać paczki :) No tak, ale nie o tym teraz.
Mąkę przesiewamy z sodą i solą. Dodajemy roztrzepane jajko i miód. Mieszamy dokładnie drewnianą łyżką. Wstawiamy na noc do lodówki, a na następny dzień zatrudniamy pomocników. Pieczemy 10-15 min w 180 stopniach.

W poprzednim przedszkolu Antka, dzieci miały organizowane spotkanie z mikołajem, przygotowywały przedstawienie i uczyły się piosenek. W obecnym brak występów Tosiakowej grupy i mikołaja. Będzie tylko spotkanie opłatkowe, rodzice i dzieci... Troszkę szkoda. Za to jest kilka nowych ulubionych stwierdzeń: "Fakt faktem..." i "Obłędne...".
A kiedy ja siedzę i to piszę, moje dziecko wpycha mi przed twarz dyndającego ludzika Lego:
 "Coś czadowego mamo, zawiązałem ludzika lego sznurkiem i teraz on wisi!" 

Do pierników wrócimy dwa dni przed Wigilią, będzie jak zawsze wielkie dekorowanie. Na blogu jeszcze zagości tort makowy, piernik i ciastka dla św. Mikołaja!










sobota, 22 listopada 2014

Trudne rozmowy matki z synem

 


Miałam zrezygnować z prowadzenia bloga, ale po prawie roku jednak wracam :-) 
Zbliżają się święta więc będzie dużo do pisania. 

Życie teraz toczy wolniej, codzienność jest cichsza niż w Łodzi, zresztą jak na małą miejscowość przystało. Las, rzeka i wszędzie blisko :-)  

 



Jeśli kogoś ciekawi moje zdrowie, to jest super! Sterydy od wakacji zostały daleko za mną, a na wiosnę zaczynam program dla sm'owców. Mam nadzieję, że po tym długim leczeniu będą same spokojne dni i wreszcie normalna praca. Póki co... piekę. Piekę i skupiam się na moich chłopakach. Tosio jak zawsze podejmuje przy kolacjach dyskusje, aż brak słów. Przedszkole to jego praca, a koledzy to współpracownicy. Wszystko było by ok, gdyby nie jeden drobny fakt. Zazwyczaj kiedy odbieram dziecko i zadaję magiczne pytanie:

"Co robiłeś dzisiaj?", słyszę:
"A wiesz, dzisiaj zepsuł się robot ABB i przyjechał serwis. A potem musieliśmy od nowa ustawić sterowniki PLC, żeby robot trafiał do myjki."
"Jaki robot?!"
"No mama, ten co podsufitki do mercedesa robi..."

 
Nie łapię. Chyba nie dorosłam do rozmowy z własnym  dzieckiem :-)


 
 
Powracam z tortem, specjalnie na rocznicę związku. Rzecz jasna w kształcie serca. Ciemne ciasto, czekoladowy środek i konfitura jabłkowa z aronią... wszystko oblane białą czekoladą. Słodki, jak sami zakochani. Biszkopt jak zawsze taki sam z małą zmianą - z dodatkiem kakao (ok 2-3 łyżek), natomiast ten konkretny krem czekoladowy chyba się na blogu nie pojawił.   Pyszny, lekki i maślany. Nie za słodki, nie za gorzki. Ot, w sam raz.
 




Maślany krem czekoladowy

- 5 jajek
- 2 łyżki cukru
- łyżka prawdziwego kakao
- 150 g gorzkiej czekolady
- 250 g masła ( nie margaryny)


Jajka ubijcie na parze ( garnek na garnek) z cukrem na średnich obrotach aż zgęstnieją, ok 10 minut. Dorzućcie kakao i pokruszoną czekoladę, delikatnie mieszając drewnianą łyżką. Odstawcie do wystygnięcia. Później już łatwizna. Masło ubijamy na gładki krem i łączymy z masą jajeczną. Wystarczy posmarować biszkopt :-) 
Rzecz jasna, świetnie się nada do babeczek, dekoracji albo do przełożenia wafli. 








A do popołudniowej herbaty...



...kruche ciasteczka, z nutą miłości oczywiście :-)













sobota, 1 marca 2014

Rycerz Mike, walentynki i problem z komputerem

Drogie Panie, czy znacie taką sytuację?

 " (początek lutego, 1 albo 2) 
Ja: - Kochanie, znów komputer nie łączy się z aparatem, nie mogę zgrać zdjęć. Uruchom wreszcie laptopa (coś było z baterią)"
Prywatny: - Ok, w tym tygodniu to zrobię."

Stan na dzień dzisiejszy? Zaczyna się marzec, komputer nie łączy się z aparatem, a laptop wciąż nie zaznał łaski Prywatnego. 

Ci kochani Panowie. 

 

Na początku lutego, babcie i dziadkowie, ciocie i wujkowie, przyszli wreszcie na urodziny Naszego Antoniego. Znacie postać rycerza Mike'a? Nie ważne, ja musiałam poznać. Tort z rycerzem, a ręce jeszcze "sztywne" i głowa otępiała po lekach. Jednak najważniejsze przecież jest wnętrze. Masa kakaowa, na nią śmietanka, a boki i wierz zostały pokryte kremem waniliowym i startą, gorzką czekoladą. Mieszanka smaków smakowała każdemu. 




Masa kakaowa
(składniki na 600g)
- 225 g masła
- 400 g cukru pudru
- 100 g kakao
- 125 ml mleka

Miękkie masło ucieramy do białości, pod koniec dodając cukier. Dosypujemy kakao i wlewamy mleko.  Gotowe ;)


Wszystkie prezenty podbiły serce Tosiaka. Jednak największą radość wywołał namiot, piracki namiot. Co tam, że zajmuje pół Antkowego pokoju. :-)

 

Ze swoim przyjacielem Tomkiem (na zdjęciu), nie zwracając większej uwagi na gości, zapakowali poduszki do namiotu i zaszyli się tam z tuzinem zabawek na resztę dnia. Oczywiście w pierwszy weekend, mały spał w nowym domku. W następny też chciał biwakować, ale pech chciał - zapalenie krtani i oskrzeli. Więc w namiocie spał kot, a Tosiu z temperaturą i smutną minką ulokował się w łóżku.




 W między czasie był 14 lutego. Osobiście uważam, że to mocno komercyjne święto. Dlatego też dzień przed poszliśmy z Prywatnym na uroczy obiadek do Manekina, na olbrzymie naleśniki. Jako miłośniczka szpinaku, zamówiłam naleśnik zapiekany ze szpinakiem i serkiem Philadelphia. Mój luby wybrał też zapiekaną wersję, ale z krewetkami i cukinią. Oba przepyszne!

A 14 lutego upiekliśmy z Tosiem kruche ciastka z czerwonym lukrem ;) Tak zwyczajnie. Niestety zdjęcia pozostają w dalszym ciągu tylko na aparacie ;(

sobota, 1 lutego 2014

Witaj domku

Wczoraj z całą pewnością był dzień na wariackich papierach. O 15:00 dotarłam do rodziców robiąc po drodze zakupy (pozazdrościć takiej dobrej żonki). Potem szybciutko na salę zabaw. I chociaż jeden kolega nie dotarła to Tosiek i tak przeszczęśliwy. Jednak gdyby nie moi rodzice, to szczerze nie wiem jak bym podołała temu wyzwaniu. 

Zadowolone dzieci = zadowoleni rodzice ;)





 Cukierki, ciastka, soki, a nawet malowanie buziek się nie liczyło. Najważniejsza była zabawa!

Tosiak był pod takim wrażeniem, że na wejściu się rozpłakał. W drodze do domu też zresztą płakał, a potem spokojnie zasnął. Niestety dzisiaj obudził się dalej targany emocjami, bardzo podekscytowany. I urodzinkami i moim powrotem. Mina Antka wczoraj, kiedy mnie zobaczył (mój powrót ze szpitala był owiany tajemnicą) była bezcenna. Chciał mnie udusić z radości, wejść na głowę i przytulać się w nieskończoność. 


A w domku najlepiej. Swoje łóżko, prywatny kot i prywatny mąż do przytulania. Padłam jak zabita, próbując zagłuszyć działanie wrednych leków. I tak jeszcze 9 dni, szczęście że dawka będzie coraz mniejsza. Ważne, że to pomoże. 
Z porankiem dostrzegłam skutki swojej nieobecności w domu. Jednak dla mężczyzny najważniejsze jest, żeby miał co jeść ;-) I tak właśnie od 7:00 wpadłam w wir porządków. Na obiadek... no cóż, co prawda odgrzewane, ale zawsze domowe, pierogi z kapustką i grzybami. Mniam.
A teraz przepraszam, czas trochę odpocząć korzystając z nieobecności prywatnego i snu Antoniego.

Gorąco polecam salę zabaw "Agatka" w Łodzi. I bardzo dziękuję każdemu, kto wczoraj był z nami.

piątek, 31 stycznia 2014

jakiś end mojej bajki

Dzień piąty
Wierzcie mi albo nie, ale byłam przekonana, ze babcia z alzheimer'em powiększy w nocy grono aniołków. Modliła się, widziała Boga, Ducha Świętego, prosiła, żeby mogła ostatni raz z dziećmi się zobaczyć. Krzyczała "Pomocy" i nawoływała jakąś sąsiadkę. I tak zleciał czas od 1:00 do 3:30. I wiecie co, zaczynam doceniać krótki ale spokojny sen w domu, we własnym łóżku.
6:00 zmiana pampersów
Jest tu taka p. Małgosia, przesympatyczna. Uchylam jedno oko.
- "Asia byłaś wczoraj u okulisty?"
- "Całe 2,5 godz"
- "No tak, prawidłowo. To śpij dalej"
Yupii, babcia śpi, śpij i Ty. Ale chwile później gwar, aktywna Pani pojechała na rtg. Trzeba wstać, ogarnąć się.
7:40 studentki przybyły
I zaczynamy. Znów taki sam dzień. Przed ostatni dzień sterydów. Ja współczuję ludziom po chemii. Dzisiaj wyciągnęłam sporą kępkę włosów, codziennie mdli i się kręci w głowie. A to przecież niby lekkie leki...
Śniadanie: pół bochenka chleba, ćwikła i szynka konserwowa. Bez komentarza. :-)
Przyszła Pani doktor na obchód i wiecie co? Mogę dzisiaj wyjść, będę na urodzinkach Tosiaka! Co prawda niepodobna do siebie, ale nie to jest najważniejsze.
Jakie pozytywy jeszcze w tej kwestii? Własne łóżko, spokojna noc i mąż obok :-)
Czekam, aż zejdzie ostatnia dawka leków i ok 15:00 będę w domku!
Relacja z imprezki jutro.

czwartek, 30 stycznia 2014

Dramatycz strona bajki

Dzień czwarty
5:00 babcia z alzheimer'em stoi nade mną i nad kobitką rzeźbiącą.
- "Co Pani robi?"
- "A głupia jesteś! Policja, policja!"
I babcie przywiązali, bo z liścia pobili pielęgniarki. Grozi policją, pierdlem, kopie w grzejnik i roletę.
Wczoraj wieczorem było ciężko. Babcia miała dostać zastrzyk z witaminami na uspokojenie.
- "Pani P., proszę się położyć"
- "Przecież siedzę, to się nie przewrócę"
- "Pośladek do zastrzyku!"
- "Sama Pani sobie rób"
Po wkłuciu
- "Głupia baba myśli,że jak jej tyłek dałam, to mieszkanie dostanie"
Monologu nie było końca. Wzywanie policji, groźby, budzenie dzieci (nas) i inne, skończyły sie grubi po północy. Dobrze że mam słuchawki i kilka filmów.
Co ta choroba robi z ludźmi? Serce pęka jak się na to patrzy, ale życie potrafi dotknąć w każdy możliwy sposób. Przede wszystkim, robiąc z ludzi wariatów.
5:57 gróźb babci ciąg dalszy
Idę pod prysznic, o spaniu to można zapomnieć. Aj, w brzuszku burczy.
6:41 po dwóch zastrzykach babcia chce dalej wszystkim wybijać zęby i wsadzać za kratki. A ja wykąpana, herbata zrobiona i czekamy na śniadanko. Pewnie znów świeże pieczywo dadzą. Wiecie co usłyszałam?
-"Pani taka młoda i już taka głupia, z tą szajką trzyma"
-"Młodość to do siebie ma, że jest głupia" - odpowiadam
-"No pewnie, tak najłatwiej powiedzieć"
Uśmiałam się :-)
Do Pani ze środkowego łóżka:
-"No i nie będzie Pani nosiła już swojego białego szlafroczka. Ja mam niebieski, ciężką pracą zdobyty. Ja nie kradłam. To Oni (lekarze) kradną, osy jedne..."
I tak w nieskończoność. Litości, ciszy odrobinę.... :-(

Jupi, idę podobno na rezonans. Czekam na ankietę.

7:37 ankiety ani widu ani słychu
Babcia dalej krzyczy, tym razem "Pali się!". Nawet księdza chciała w swoją bajkę wciągnąć.
Moje uszy mają dosyć.
9:14 po śniadanku
Ale dzisiaj się garkuchnia nie popisała. Znaczy chlebek świeży, żeby nie było. Ale wiecie co było do tego? Tandetna martadela zmodyfikowana przez ufoludki :-) strach patrzeć. Studentki zajęły się babcią i nawet był spokój, przez godzinę. Staruszka zjadła, nabrała sił i dokazuje. Wypełniłam ankietę na rezonans, pisząc prawdę i tylko prawdę. Nie jestem tylko wagi pewna, ale 2 kg w tą czy w tamtą... :-) czekania ciąg dalszy.
Rezonans był, 40 minut ponad. Od razu głowa i szyja, ale łepek to mi zdrętwiał pożądnie.
Zdążyłam wrócić, przyszedł prywatny. I sterydy, i znów mdli i w głowie się kręci. Potem babcia i wizyta u okulisty, 2,5 godz...
Muszę pochwalić babcię z alzheimer'em - od 14.00 jest córka u niej i kobitka. Jest cicho, cichutko...:-)
Dali nową, starszą Panią, na razie spokojnie. A mi tak chce się spać... A, obiad! Była grochówka, serdelek, buraczki i ziemniaki. Chętnych do jedzenia - brak. A na kolację jajko na twardo i ogórek kiszony. Ale ja miałam za to szyneczkę prosto z domowej wędzarni :-) mniam :-)

środa, 29 stycznia 2014

Bajki ciąg dalszy

Dzień trzeci
DZISIAJ ANTOŚ KOŃCZY CZTERY LATKA, STO LAT SYNKU! <3
Noc była podwójnym cierpieniem - chrapały dwie, jedna była cicho to zaczynała druga i tak na zmianę. Ale upragniony sen i tak przyniósł wymarzoną regenerację. Na krótko. Punkt 6.00 wpadają trajkoczące salowe na zmianę pampersa u starszej Pani, zresztą też z SM. Obym ja się nie dała chorobie, a raczej, żeby to ona okazała się łaskawa.
Co robić, bok prawy, bok lewy, plecy, brzuch i od nowa. Tak do 7.00. Czas na prysznic, jak miło :-) Herbatka i można włączyć internet.
O studentki, o idą w moją stronę. O znowu pobieranie... tylko spokojnie.... ja na studiach namiętnie przebijałam żyły. Ale dziewczyna dała radę :-) jakby tylko pominąć fakt latania ręki, to było super.
Tu na sali jak w przyrodzie, jedni wychodzą, inni przychodzą. Pani księgowa wraca dzisiaj do normalnego świata. Kto przyjdzie? Zrzędliwa staruszka? :-)
Oj, herbatka zdrowa gorzka. Tak być nie może, cukier, mój cukier...
8:30 czekam na śniadanko i na obchód.
Zamiast lekarki pojawili się znów studenci. Okazało się że każdy chce zrobić ze mną wywiad, cholerka taka sławna jestem :-) ale nie to że ładna, nie że mądra albo coś... tylko pokręcona :-) No bo przecież większość rówieśników podwójnie widzi raczej tylko po zakrapianych imprezach. Pozdrowienia dla studentów!
Na śniadanie znów trzy kromki chleba, masełko i serek topiony, powiedzmy że pycha :-)
11:00 obchód i kroplówka
Rezonans będzie dopiero w piątek, a najwcześniej jutro - kolejki i karteczki jak za czasów PRL'u.
Po wlewach sterydu czuję się ... jakoś dziwnie. Mdli, gorzko w ustach i nogi nie chcą współpracować. Czytałam (człowiek jak ma za dużo czasu to czyta różne dziwne rzeczy i skutecznie się nakręca) , że lek ten powoduje również wypadanie włosów, depresję i mnóstwo innych rozmaitości. Oj, apropo, zjadłabym rozmaitości ( owoce morza) od chińczyka ... :-)
Albo chociaż jakiegoś kurczaczka na słodko-kwaśno. Mniam!
Oj, przyszła mamusia. Znów w porze obiadu i znów jak dozorca :-) ale kiedy spróbowała to odpuściła, ryż z nieosolonej wody, nieokreślone mięso w potrawce z pietruszki, marchewki i Bóg wie czego jeszcze. Ludzie, nie próbujcie robić tego w domu! A zupa, jakaś z białej kapusty, tradycyjnie dla zasady nie jadłam.
Mama poszła, księgowa wyszła, a pampersowej Pani serwują lewatywkę. Brrr...
Lewatywa zadziałała na chwilę przed przyjściem urzędowej fotografki. Aga to ma zawsze wyczucie. Ale wiecie co, nie ma jak rozmowa o Bożydarze, nowym mężczyźnie z którym zdaje się zostanie na długo :-). Prażynki nadały smak spotkaniu i pomalowana i spełniona towarzysko pożegnałam Agę. Mój prywatny przywiózł jej świeże mielone , prosto od krowy i świni, więc oczywiście nie mogła dłużej zostać.
A , kolacja... tak, tradycyjnie trzy kromki chleba, masło, pasztet i sałatka niepodobna do niczego, wierzcie mi.
Ciekawi Was pewnie kto przyszedł na miejsce księgowej. Otóż staruszka z prawdopodobnie alchajmerem (piszę jak mówię), która po pierwszych 30 minutach zwiała na nefrologię. Aktualnie wybiera się do domu i poszukuje pończoch, ale okradli. Więc postanowiła zostać na noc. Żal mi takich osób, ale choroba jak każda inna, tylko bardziej dziadowska :-/
Dobranoc kochani :-)