Dzień piąty
Wierzcie mi albo nie, ale byłam przekonana, ze babcia z alzheimer'em powiększy w nocy grono aniołków. Modliła się, widziała Boga, Ducha Świętego, prosiła, żeby mogła ostatni raz z dziećmi się zobaczyć. Krzyczała "Pomocy" i nawoływała jakąś sąsiadkę. I tak zleciał czas od 1:00 do 3:30. I wiecie co, zaczynam doceniać krótki ale spokojny sen w domu, we własnym łóżku.
6:00 zmiana pampersów
Jest tu taka p. Małgosia, przesympatyczna. Uchylam jedno oko.
- "Asia byłaś wczoraj u okulisty?"
- "Całe 2,5 godz"
- "No tak, prawidłowo. To śpij dalej"
Yupii, babcia śpi, śpij i Ty. Ale chwile później gwar, aktywna Pani pojechała na rtg. Trzeba wstać, ogarnąć się.
7:40 studentki przybyły
I zaczynamy. Znów taki sam dzień. Przed ostatni dzień sterydów. Ja współczuję ludziom po chemii. Dzisiaj wyciągnęłam sporą kępkę włosów, codziennie mdli i się kręci w głowie. A to przecież niby lekkie leki...
Śniadanie: pół bochenka chleba, ćwikła i szynka konserwowa. Bez komentarza. :-)
Przyszła Pani doktor na obchód i wiecie co? Mogę dzisiaj wyjść, będę na urodzinkach Tosiaka! Co prawda niepodobna do siebie, ale nie to jest najważniejsze.
Jakie pozytywy jeszcze w tej kwestii? Własne łóżko, spokojna noc i mąż obok :-)
Czekam, aż zejdzie ostatnia dawka leków i ok 15:00 będę w domku!
Relacja z imprezki jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz :)