Dzień trzeci
DZISIAJ ANTOŚ KOŃCZY CZTERY LATKA, STO LAT SYNKU! <3
Noc była podwójnym cierpieniem - chrapały dwie, jedna była cicho to zaczynała druga i tak na zmianę. Ale upragniony sen i tak przyniósł wymarzoną regenerację. Na krótko. Punkt 6.00 wpadają trajkoczące salowe na zmianę pampersa u starszej Pani, zresztą też z SM. Obym ja się nie dała chorobie, a raczej, żeby to ona okazała się łaskawa.
Co robić, bok prawy, bok lewy, plecy, brzuch i od nowa. Tak do 7.00. Czas na prysznic, jak miło :-) Herbatka i można włączyć internet.
O studentki, o idą w moją stronę. O znowu pobieranie... tylko spokojnie.... ja na studiach namiętnie przebijałam żyły. Ale dziewczyna dała radę :-) jakby tylko pominąć fakt latania ręki, to było super.
Tu na sali jak w przyrodzie, jedni wychodzą, inni przychodzą. Pani księgowa wraca dzisiaj do normalnego świata. Kto przyjdzie? Zrzędliwa staruszka? :-)
Oj, herbatka zdrowa gorzka. Tak być nie może, cukier, mój cukier...
8:30 czekam na śniadanko i na obchód.
Zamiast lekarki pojawili się znów studenci. Okazało się że każdy chce zrobić ze mną wywiad, cholerka taka sławna jestem :-) ale nie to że ładna, nie że mądra albo coś... tylko pokręcona :-) No bo przecież większość rówieśników podwójnie widzi raczej tylko po zakrapianych imprezach. Pozdrowienia dla studentów!
Na śniadanie znów trzy kromki chleba, masełko i serek topiony, powiedzmy że pycha :-)
11:00 obchód i kroplówka
Rezonans będzie dopiero w piątek, a najwcześniej jutro - kolejki i karteczki jak za czasów PRL'u.
Po wlewach sterydu czuję się ... jakoś dziwnie. Mdli, gorzko w ustach i nogi nie chcą współpracować. Czytałam (człowiek jak ma za dużo czasu to czyta różne dziwne rzeczy i skutecznie się nakręca) , że lek ten powoduje również wypadanie włosów, depresję i mnóstwo innych rozmaitości. Oj, apropo, zjadłabym rozmaitości ( owoce morza) od chińczyka ... :-)
Albo chociaż jakiegoś kurczaczka na słodko-kwaśno. Mniam!
Oj, przyszła mamusia. Znów w porze obiadu i znów jak dozorca :-) ale kiedy spróbowała to odpuściła, ryż z nieosolonej wody, nieokreślone mięso w potrawce z pietruszki, marchewki i Bóg wie czego jeszcze. Ludzie, nie próbujcie robić tego w domu! A zupa, jakaś z białej kapusty, tradycyjnie dla zasady nie jadłam.
Mama poszła, księgowa wyszła, a pampersowej Pani serwują lewatywkę. Brrr...
Lewatywa zadziałała na chwilę przed przyjściem urzędowej fotografki. Aga to ma zawsze wyczucie. Ale wiecie co, nie ma jak rozmowa o Bożydarze, nowym mężczyźnie z którym zdaje się zostanie na długo :-). Prażynki nadały smak spotkaniu i pomalowana i spełniona towarzysko pożegnałam Agę. Mój prywatny przywiózł jej świeże mielone , prosto od krowy i świni, więc oczywiście nie mogła dłużej zostać.
A , kolacja... tak, tradycyjnie trzy kromki chleba, masło, pasztet i sałatka niepodobna do niczego, wierzcie mi.
Ciekawi Was pewnie kto przyszedł na miejsce księgowej. Otóż staruszka z prawdopodobnie alchajmerem (piszę jak mówię), która po pierwszych 30 minutach zwiała na nefrologię. Aktualnie wybiera się do domu i poszukuje pończoch, ale okradli. Więc postanowiła zostać na noc. Żal mi takich osób, ale choroba jak każda inna, tylko bardziej dziadowska :-/
Dobranoc kochani :-)
Alzheimer słonko ! :-)
OdpowiedzUsuńPrywatny.
Oj tam :-) każdy prosty człowiek wie o co chodzi :-)
UsuńTy to lepiej wychodź bo jeszcze alzheimer okaże się zaraźliwy xD I zapomnisz o NAS! :P
OdpowiedzUsuńWy za bardzo mnie zajmujecie - nie da się o Was zapomniec :-)
Usuń