Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krem. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 marca 2014

Rycerz Mike, walentynki i problem z komputerem

Drogie Panie, czy znacie taką sytuację?

 " (początek lutego, 1 albo 2) 
Ja: - Kochanie, znów komputer nie łączy się z aparatem, nie mogę zgrać zdjęć. Uruchom wreszcie laptopa (coś było z baterią)"
Prywatny: - Ok, w tym tygodniu to zrobię."

Stan na dzień dzisiejszy? Zaczyna się marzec, komputer nie łączy się z aparatem, a laptop wciąż nie zaznał łaski Prywatnego. 

Ci kochani Panowie. 

 

Na początku lutego, babcie i dziadkowie, ciocie i wujkowie, przyszli wreszcie na urodziny Naszego Antoniego. Znacie postać rycerza Mike'a? Nie ważne, ja musiałam poznać. Tort z rycerzem, a ręce jeszcze "sztywne" i głowa otępiała po lekach. Jednak najważniejsze przecież jest wnętrze. Masa kakaowa, na nią śmietanka, a boki i wierz zostały pokryte kremem waniliowym i startą, gorzką czekoladą. Mieszanka smaków smakowała każdemu. 




Masa kakaowa
(składniki na 600g)
- 225 g masła
- 400 g cukru pudru
- 100 g kakao
- 125 ml mleka

Miękkie masło ucieramy do białości, pod koniec dodając cukier. Dosypujemy kakao i wlewamy mleko.  Gotowe ;)


Wszystkie prezenty podbiły serce Tosiaka. Jednak największą radość wywołał namiot, piracki namiot. Co tam, że zajmuje pół Antkowego pokoju. :-)

 

Ze swoim przyjacielem Tomkiem (na zdjęciu), nie zwracając większej uwagi na gości, zapakowali poduszki do namiotu i zaszyli się tam z tuzinem zabawek na resztę dnia. Oczywiście w pierwszy weekend, mały spał w nowym domku. W następny też chciał biwakować, ale pech chciał - zapalenie krtani i oskrzeli. Więc w namiocie spał kot, a Tosiu z temperaturą i smutną minką ulokował się w łóżku.




 W między czasie był 14 lutego. Osobiście uważam, że to mocno komercyjne święto. Dlatego też dzień przed poszliśmy z Prywatnym na uroczy obiadek do Manekina, na olbrzymie naleśniki. Jako miłośniczka szpinaku, zamówiłam naleśnik zapiekany ze szpinakiem i serkiem Philadelphia. Mój luby wybrał też zapiekaną wersję, ale z krewetkami i cukinią. Oba przepyszne!

A 14 lutego upiekliśmy z Tosiem kruche ciastka z czerwonym lukrem ;) Tak zwyczajnie. Niestety zdjęcia pozostają w dalszym ciągu tylko na aparacie ;(

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Dziecko, ciasto i polskie marzenie

Najlepsza pora na pisanie? Ciepły, samotny wieczór :) Prywatny chodzi na nocki do pracy, Tosiak smacznie śpi, kot się namiętnie wylizuje (rany jakie to jest irytujące), a ja "działam".

Kolejny pobyt w szpitalu przyniósł nowe diagnozy. Dowiedziałam się, że jestem przygłucha. Mam więc pełne prawo, aby ignorować żądania moich chłopaków. I nikt, a nikt nie powinien mieć do mnie o to pretensji. Poza tym co nowego... uszkodzenie nerwu słuchu. Oczywiście wszystko przez nieszczęsne zmiany w głowie. Ale póki co, żyjemy dalej. Na zmartwienia przyjdzie czas.
Mimo, że spotkałam w szpitalu fajnych ludzi to cieszę się, że mogłam weekend spędzić w domu. Prywatny też miło mnie zaskoczył. Co prawda w mieszkaniu porządku nie było, ale sam z własnej woli wyrzucił śmieci. Brawa dla niego!

Tosiak jak zawsze po wakacjach u dziadków jest nieznośny i rozpieszczony. W sobotę dotarł do domu z prababciami. Babcia opowiedziała mi historię, a że Antek był i jest (i tak mu chyba zostanie) wyszczekany, wcale mnie to nie zdziwiło. Pewna sąsiadka moich rodziców podpytywała małego z kim śpi na "wakacjach". 

- Z babcią Terenią.
- Oj, a bąków nie puszcza w nocy?
- Nie! Babcia nie jest świnią.
Dobrze, że nie odpowiedział bardziej dosadnie. Dzieciaki potrafią zawstydzić i chyba nikt nie wie, skąd się biorą ich "mądrości".

Z każdym dniem bycia na zwolnieniu, mam coraz większe ciśnienie na radykalną zmianę w życiu. Chciałabym mieć coś własnego, czymś zarządzać i za coś odpowiadać. Marzy mi się mała kawiarenka. Niby wszystko jest proste. Idziesz, rejestrujesz, starasz się o dofinansowanie, otwierasz... Ale to nie film, i nic nie jest proste. Chcę i strasznie się boję. Może wspólnik... Muszę do tego dojrzeć i się odważyć. Na pewno Was poinformuję. Póki co, moja kolejna propozycja: waniliowe ciasto i herbatnikowe kulki, szumnie nazwane pralinami. Moi żarłoczni bracia połknęli je w mgnieniu oka. 

Ciacho z waniliowym "kremem" (pożyczone z innego bloga)

- 100 ml gorącej wody
- 3 jajka
- 180g cukru
- 130g mąki pszennej
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 4 łyżki cukru waniliowego
- 125g masła
wszystkie składniki w temperaturze pokojowej


Jajka ucieramy z cukrem na puszystą masę. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia, przesiewamy i powoli dosypujemy do masy. Na sam koniec wlewamy wrzącą wodę. Pamiętajcie, żeby na dno tortownicy wyłożyć papier do pieczenia. Zalecają wstawić do nagrzanego (do 170 stopni) piecyka na 40 minut. Ja skróciłam ten czas na rzecz Tosiaka i Prywatnego. Truli o spacerze. Po 35 minutach wyłączyłam, zostawiając ciasto w piecyku. A, uchyliłam drzwiczki. Podreptaliśmy na lody. Słodkich kalorii nigdy nie jest za dużo ;) No prawie. 

 
Ciasto mi nie uciekło, czyli się udało. Czas na krem.
W garnku rozpuszczamy masło z mlekiem i cukrem waniliowym. Ważne, aby ciągle mieszać. Kiedy się zagotuje, zacznie gęstnieć. Po 5-10 minutach zestawcie z palnika. Ciasto przekrójcie na dwa placki. Na pierwszy wyłóżcie masę waniliową i przykryjcie drugim. Posypcie cukrem pudrem. Nie zaszkodzi, jeśli schowacie je na godzinkę do lodówki.






Ciasteczkowe praliny
 
- 250 g herbatników
- niepełna szklanka mleka skondensowanego
- 2 łyżeczki kakao
- cukier puder do obtoczenia

Prywatny relaksował się na leżaku w naszym "balkonowym ogrodzie". Po sprzedaniu mu kilku czułych słówek, dostał 23 małe paczki herbatników do rozpakowania. Nie był szczęśliwy. Facetom to jednak trudno dogodzić.


Ciastka oczywiście należy pokruszyć. Następnie mieszamy je z mlekiem i kakao. Jeśli macie mleko niesłodzone, wsypcie 2 łyżki cukru pudru. Gotową masę chodzimy dłuższy czas w lodówce. Jeśli jest "luźna" dosypcie herbatników.  Na koniec zostaje Nam ulepić kulki (mniejsze niż orzech włoski) i obtoczyć w cukrze pudrze (albo np: wiórkach kokosowych). Koniecznie trzymajcie je w lodówce!

Na koniec jeszcze prywatna prośba. Jeśli ktoś zna lub słyszał o dobrym neurologu w Łodzi to piszcie. Przyda się każdy namiar. Dziękuję ;)
Miłej nocy wszystkim życzę.

sobota, 20 kwietnia 2013

Dla prawdziwej Pani domu




Moja mama, mamusia, matka, mateczka... Jest tyle słów do opisania tej kobiety. Pracowita, pedantka, doskonała ogrodniczka, gospodyni, Pani domu. Jaka jest? Czasem przesadnie nerwowa, czasem lekkomyślna. Wesoła i lekko drętwa jak na matkę przystało. Wieku, nie zdradzę, bo nie wypada. Kocham ją i chciałam, aby urodzinowy tort w pełni oddał jej osobę. Mam tylko nadzieję, że nie obrazi się za ten tyłek wystający z pralki. 
Dużo czasu zajęło mi opracowanie i zintegrowanie z masą cukrową. Dopiero za trzecim podejściem postanowiła mi słuchać i podjęła współpracę. Polubiłam to. Kolejnym wyzwaniem będzie tort dla mojego brata na 10 urodziny, w czerwcu. Jest... lubi stać na bramce.


 





 Antek jutro idzie na urodziny swojej kobity. Szukając prezentu, uparł się na coś z baletnicą. Agatka, na pewno lubi balet i księżniczki... Ale tego motywu nie znaleźliśmy. Musiałam go zapewnić, że Kubusia Puchatka dziewczyny też lubią.  Pojawiła się u Tosiaka obawa, że nie będzie już facetem  Agaty, bo prezent jej się nie spodoba. Problem w tym, że postanowił jej jeszcze zakupić... kwiaty. No, kobito, ja też bym sobie życzyła takiego mężczyzny.
A ja mam w perspektywie, majowy pobyt na laryngologii dla odmiany. Być może oprócz zmian w głowie jest jeszcze uszkodzony błędnik. No nic, badamy się i szukamy dalej. 


 Tort jest na "zimno". Masa maślano - śmietankowo - migdałowa, na biszkoptach nasączonych rumem i kawą, przekładane truskawkami. Kawa i truskawki... mniam ;)
Masa maślano - śmietankowa:
- 200 g masła
- 250 g cukru
- 200 g śmietanki 36%
- 200 g migdałów (utartych)
Ucieramy masło z cukrem, dodajemy śmietankę i migdały. 

Proste ;)


poniedziałek, 14 stycznia 2013

Paskudne paskudztwo

Zarazek wreszcie polubił psa ;)
Kiedy człowiek ma kilka dni wolnego, chętnie przeznacza ten czas na czytanie, leniuchowanie i chodzenie w luźnym dresie bez makijażu i najchętniej bez użycia szczotki do włosów. Też tak macie? Mi było dane odrobinę nacieszyć się pustym mieszkaniem kilka godzin w ciągu dnia, pilotem i miękkim kocem. Było całkiem fajnie. Niestety mam dwóch facetów, którzy zawsze dbają o mój czas wolny i co bym się za bardzo nie nudziła... Antek przyszedł w środę z gorączką. W czwartek postanowił mieć jeszcze wyższą i dobił prawie do 40 stopni. Chwała, że w odwiedziny wpadła Ciocia Kasia, bo ja nie miałam pojęcia co robić, a ona zachowała zimną krew. Piątek był ciut lepszy, mniejsza temperatura. Nawet byliśmy u lekarza, który stwierdził tylko czerwone gardło. Awaryjnie dał receptę z antybiotykiem. Nie zdajecie sobie pewnie sprawy, ile nerwów mnie to kosztowało. Rano zadzwoniłam z prośbą o wizytę domową, bo dziecko ma prawie 40 stopni. Do przychodni mam ok 2 km, ale nie mam prawka. Co usłyszałam? 
Że lekarz ma za daleko do nas, więc mam poszukać sobie przychodni bliżej. 
Zaniemówiłam. Szczęściem się okazał tata zawożąc nas do lekarza. I na co idą składki tytułem ubezpieczenia? Po co te wszystkie druczki RMUa i inne jeśli lekarz nie przyjedzie bo ma za daleko?!
Wieczorem już temperatura była niska, a ja szczęśliwa bo obejdzie się bez antybiotyku. W sobotę pojechałam do kościoła i do restauracji, żeby zamknąć sprawę chrztu. I wyszła komitywa moich panów. Antek ozdrowiał będąc z tatą. Zero temperatury, zero kaszlu, odrobina kataru. Wróciłam i dalej był jak skowronek. A w nocy dostał 39 ;/ Muszę mieć córkę, też wejdę z nią w taką komitywę. No dobra, za jakiś czas.

Mam dla was zagadkę ;) Jak zrobiłam galaretkę z serduszkiem?
Nie ma chyba nic prostszego. Do prostokątnej foremki (ja wzięłam masielnice) wyłożonej folią wylewacie czerwoną galaretkę rozrobioną w szklance wody. A kiedy ściągnie wycinacie serduszka foremką do ciastek (polecam posmarowac masełkiem brzegi). Wkładacie do szklanki i zalewacie inną, letnią galaretką. Super efekt małym nakładem sił.
Jeszcze kończąc temat. Na facebook'u zapowiedział przepis na gruzińskie ziemniaki. Recepturę skradłam z innego bloga, ale niestety nie pamiętam nazwy. Danie to KAURMA z ziemniaków. Bardzo smaczna. Zainteresowałam się gruzińską kuchnią, więc niejeden przepis tu zawita. Potrzebny będzie garnek lub rondel (średni). W nim, na masełko wrzucamy  cebulę (1 lub 2) w plastrach, aby nabrała kolorów. W tym czasie obieramy i kroimy w cienkie plastry ok 1 kg ziemniaków. Mieszamy je z solą, pieprzem, słodką papryką i tymiankiem. Dorzucamy do cebuli i zalewamy wodą (ziemniaki muszą być pod powierzchnią). Dusimy. Kiedy woda odparuje a pyrki będą miękkie, wrzucamy czosnek (wedle uznania) przeciśnięty lub posiekany i zalewamy rozmąconymi jajkami (ok 4). Czekamy aż potrawa się ściągnie. 
 Do tego zaserwowałam kieszonki z pierś kurczaka w ziołach, nadziane kremem selerowym (serek typu feta, starty seler i odrobina soku z pomarańczy).  

Bardzo syte danie. Polecam!

niedziela, 2 grudnia 2012

"Jak nie posólujesz jaja to nie zjesz!"

Niedzielny poranek. Antek z uśmiechem, a prywatny odziwo też z bananem na twarzy.
Pada magiczne pytanie: 
"Co na śniadanie chłopaki, jajecznica?".
"KAWA" krzyknęli oboje...
 I co ja mam zrobić? Miałam ich głęboko w nosie i ugotowałam jajka na twardo. Kiedy już im je dawałam, Tosiak przemówił do taty:
"Tata, posól sobie" -  Brak reakcji u męża.  
"Jak nie posólujesz jaja to nie zjesz!" - Momentalnie pozytywna reakcja.

Wczoraj cały dzień biegałam za prezentami, w piątek i czwartek tak samo. Miałam do odebrania farbki do kąpieli na przemysłowym teofilowie. Gorzej niż w czarnej dupie. I tu bardzo dziękuję  urzędowej fotografce, że ze swoim prywatnym podwieźli mnie i byli ze mną cały czas. Zginęłabym bez nich. Potem pojechałam już tramwajem do drugiego sklepu. Wysiadłam na jednym końcu ulicy. Nie widziałam szyldu więc starszy Pan powiedział, że nr 2 to z drugiej strony. No i idę... Dochodzę do końca, patrzę... a tu nr 23.Więc wracam wściekła. W końcu znalazłam! Nogi mi weszły nie powiem gdzie. W piątek byłam w empiku po trzy ciężkie książki i wyrobić kartę do sklepu kosmetycznego, bo były fajne promocje. Czekałam na kawałek plastiku 30 min, gdyż system się zawiesił, akurat kiedy nadeszła moja kolej. Wczoraj natomiast byłam po kolejne prezenty. I jadąc do rodziców na urodziny mojego brata, podpisałam jeszcze umowę o salę na chrzciny... I zostawiłam kolejne pieniądze. To boli. Ale ponoć tylko kobieta potrafi tak szybko wydawać kasę. Więc chyba każdy zrozumie, że dzisiaj obiadu nie robię, bo po prostu MI SIE NIE CHCE.

Ale podzielę się za to z wami przepisem na... krem cytrynowy, który zresztą zamierzam zrobić jak mi się zachce i podać z kruchymi babeczkami. Na zdjęciu wygląda lekko i soczyście, aż mam ochotę się mocno w wgryźć. Przepis znalazłam w nowej gazetce biedronki.
"Lemon curd"
* 3 cytryny
* 2 całe jajka
* 2 żółtka
* 200g cukru
* 20g mąki ziemniaczanej
* 30g masła
Cytryny myjemy i osuszamy, ścieramy skórkę i wyciskamy sok. Cukier trafia do garnka razem z sokiem, skórką, mąką, jajkami i żółtkami. Mieszamy i stawiamy na małym ogniu. Kiedy się zagotuje, każą nam dodać masło i pyrtolic jeszcze przez 2-3 minuty. Masa musi byc gładka i lśniąca. Już to sobie wyobrażam, jak pięknie wygląda w małych słoiczkach, przewiązanych delikatną wstążką. Nie ma co, w najbliższych planach mam kruche babeczki z lemon curd.
Jeśli ktoś zrobi krem pierwszy to poproszę o relacje i opinie.

;)

OGŁOSZENIE
Szukam ochotniczki do pomocy przy zdobieniu i robieniu pierników i innych ciasteczek i ciast na święta. Fotografka mile widziana!

Ojej, za oknem lekko sypie drobny śnieżek...