Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jajko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jajko. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 kwietnia 2013

Kota nie ma, myszy harcują

Nasz prywatny kot wyjechał, więc pod jego nieobecność w domu dzieją się różne rzeczy. Wczoraj na lotnisku był płacz, krzyk i wyrywanie się za tatą. Musiałam Antka czymś przekupić, poszliśmy na lody. A poza tym jemy śniadania w łóżku, robimy pikniki i śpimy w namiocie. A na podwieczorek jadamy dzikie zwierzęta, no nie tylko dzikie - żaby też trafiają do brzuszka Tosia.

Kruche ciastka zwierzaczki  

- 25 dag mąki
- 1 jajko
- 10 dag masła
- 10 dag cukru pudru
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1/4 łyżeczki soli
- cukier waniliowy



Ze wszystkich składników zagniatamy ciasto. Wałkujemy na grubość ok 0,5-1 cm. Wycinamy co nam tylko wpadnie do głowy. U nas pojawiły się jeszcze krowy, konie i kaczki.
Pieczemy w 180 stopniach, aż się ciastka zarumienią.




"Mama, jestem głodny na fryty!"
No to czas na obiadek ;)



A to jest KROKUŚ, mój ulubieniec ;)









W następny poniedziałek znów szpital, punkcja i dalsze szukanie igły w stogu siana. Nasz NFZ, jak już postawią diagnozę to pojawiają się wątpliwości i diagnostyka ciągnie się w nieskończoność. A na domiar złego EWUŚ robi problemy systemowe ;p

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Paskudne paskudztwo

Zarazek wreszcie polubił psa ;)
Kiedy człowiek ma kilka dni wolnego, chętnie przeznacza ten czas na czytanie, leniuchowanie i chodzenie w luźnym dresie bez makijażu i najchętniej bez użycia szczotki do włosów. Też tak macie? Mi było dane odrobinę nacieszyć się pustym mieszkaniem kilka godzin w ciągu dnia, pilotem i miękkim kocem. Było całkiem fajnie. Niestety mam dwóch facetów, którzy zawsze dbają o mój czas wolny i co bym się za bardzo nie nudziła... Antek przyszedł w środę z gorączką. W czwartek postanowił mieć jeszcze wyższą i dobił prawie do 40 stopni. Chwała, że w odwiedziny wpadła Ciocia Kasia, bo ja nie miałam pojęcia co robić, a ona zachowała zimną krew. Piątek był ciut lepszy, mniejsza temperatura. Nawet byliśmy u lekarza, który stwierdził tylko czerwone gardło. Awaryjnie dał receptę z antybiotykiem. Nie zdajecie sobie pewnie sprawy, ile nerwów mnie to kosztowało. Rano zadzwoniłam z prośbą o wizytę domową, bo dziecko ma prawie 40 stopni. Do przychodni mam ok 2 km, ale nie mam prawka. Co usłyszałam? 
Że lekarz ma za daleko do nas, więc mam poszukać sobie przychodni bliżej. 
Zaniemówiłam. Szczęściem się okazał tata zawożąc nas do lekarza. I na co idą składki tytułem ubezpieczenia? Po co te wszystkie druczki RMUa i inne jeśli lekarz nie przyjedzie bo ma za daleko?!
Wieczorem już temperatura była niska, a ja szczęśliwa bo obejdzie się bez antybiotyku. W sobotę pojechałam do kościoła i do restauracji, żeby zamknąć sprawę chrztu. I wyszła komitywa moich panów. Antek ozdrowiał będąc z tatą. Zero temperatury, zero kaszlu, odrobina kataru. Wróciłam i dalej był jak skowronek. A w nocy dostał 39 ;/ Muszę mieć córkę, też wejdę z nią w taką komitywę. No dobra, za jakiś czas.

Mam dla was zagadkę ;) Jak zrobiłam galaretkę z serduszkiem?
Nie ma chyba nic prostszego. Do prostokątnej foremki (ja wzięłam masielnice) wyłożonej folią wylewacie czerwoną galaretkę rozrobioną w szklance wody. A kiedy ściągnie wycinacie serduszka foremką do ciastek (polecam posmarowac masełkiem brzegi). Wkładacie do szklanki i zalewacie inną, letnią galaretką. Super efekt małym nakładem sił.
Jeszcze kończąc temat. Na facebook'u zapowiedział przepis na gruzińskie ziemniaki. Recepturę skradłam z innego bloga, ale niestety nie pamiętam nazwy. Danie to KAURMA z ziemniaków. Bardzo smaczna. Zainteresowałam się gruzińską kuchnią, więc niejeden przepis tu zawita. Potrzebny będzie garnek lub rondel (średni). W nim, na masełko wrzucamy  cebulę (1 lub 2) w plastrach, aby nabrała kolorów. W tym czasie obieramy i kroimy w cienkie plastry ok 1 kg ziemniaków. Mieszamy je z solą, pieprzem, słodką papryką i tymiankiem. Dorzucamy do cebuli i zalewamy wodą (ziemniaki muszą być pod powierzchnią). Dusimy. Kiedy woda odparuje a pyrki będą miękkie, wrzucamy czosnek (wedle uznania) przeciśnięty lub posiekany i zalewamy rozmąconymi jajkami (ok 4). Czekamy aż potrawa się ściągnie. 
 Do tego zaserwowałam kieszonki z pierś kurczaka w ziołach, nadziane kremem selerowym (serek typu feta, starty seler i odrobina soku z pomarańczy).  

Bardzo syte danie. Polecam!

środa, 9 stycznia 2013

Babciny "grzybek"

Moja babcia stoi z mikserem nad wysokim, białym pojemnikiem. Ubija białka, dodaje żółtka oraz mąkę. I nagle masa z nieskazitelnie białej przechodzi w mleczy, ciepły, żółty odcień. Na patelce syczy już masło, a potem cudny zapach "grzybka" rozchodzi się po całym domu...

Babcia, zawsze kiedy byłam chora, robiła mi najzwyklejszy w świecie omlet,taki  ogromnej wielkości i grubości. Miałam zwyczaj męczyć go średnio dwie godziny. Jest to pyszne, ale bardzo syte. Mówi na to "grzybek". Nie wiem czemu taka nazwa. Jedyne wytłumaczenie, to kształt jaki nabiera od patelni. Po usmażeniu na upartego przypomina czapkę muchomora. Najlepiej smakuje z dżemem własnej produkcji. 
A że dzisiaj Tosiak wrócił z temperaturą ze żłobka (38,4 stopnia), a ja mam podbite oko, przez rudego łotra, a prywatny był zmęczony, postanowiłam przywołać smaki dzieciństwa. 
Ale powróćmy do poranka. Kot przed naszym wyjściem do żłobka dostał napadu energii i rozbijał się po kątach. Chcąc go złapać i grzecznie "wytłumaczyć", że jak wiadomo tak nie powinien robić, wjechałam w suszar na pranie. Ta idealnie mi podbiła oko. Tak więc mam w domu damskiego, suszarkowego boksera.
Do tej pory jestem zła, jeszcze mi nie przeszło. Wiec uważajcie na słodkie, niewinne kotki, "kotki-łakotki" (jak to mówi Antek).
Ach, nie pisałam wam. W szpitalu zdziałałam mało - wiele, tzn. 19-go lutego idę na 3 dni. Zrobią mi punkcje, rezonans i masę innych badań. Pojawiła się też kolejna poszlaka - neuroborelioza. To w przeciwieństwie do SM da się wyleczyć. Teraz jestem w domu i mam dużo odpoczywać. Wiec czeka mnie długa rekonwalescencja.
Zrobiłam dzisiaj te cudne, pulchne grzybki. Powiem wam jak:

  Ubijcie pianę z 2 białek i 4 łyżek cukru. Dodajcie 2 żółtka, 4 łyżki mąki, szczyptę soli, proszku do pieczenia i odrobinę cukru waniliowego. Smażcie na małym ogniu (na maśle oczywiście) pod przykryciem. Powinien sporo urosnąć, więc go nie poganiajcie. ;)

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Pyry

Oj dzisiaj był zakręcony dzień. Rano, po zaprowadzeniu Tosiaka do żłobeczka podreptałam do lekarza po zwolnienie i poradę. Niestety czekałam 1,5 godziny i doktor nie przyszedł. Podobno coś mu wypadło i nie wiadomo kiedy dotrze. Nasz NFZ. Wiec wróciłam do domu. Trzej Królowie byli wczoraj, a to oznacza rozbieranie choinki. I jak zwykle padło na mnie. Nie powiem jak wyglądał blok po moim wynoszeniu podsuszonego drzewka. Utworzyłam uroczą zieloną ścieżkę spod drzwi mieszkania, aż po kosz na śmieci. A potem czując się winną - na kolanach zamiatałam schody małą szufelką. Bo oczywiście kij od szczotki dostał nóżek i powędrował do auta za prywatnym jakiś tydzień temu,a słuch o nim zaginął. Podaję rysopis, może ktoś go widział, może ktoś coś wie.

długość: ok 1,2 m
kolor: ciemno zielony 
stan: lekko używany
znaki szczególne: czarna końcówka z dziurką

Być może przewiduję nagrodę dla uczciwego znalazcy.
Chodzi za mną coś z ziemniaków. iii.... Złapałam! To kotleciki ziemniaczane z serkiem naturalnym, ziołami i cebulą. Sprawa z nimi jest bardzo prosta. Pyry trzeba ugotować,wystudzić i przepuścić przez praskę. Cebule zeszklić na maśle. Do ziemniaków dodać serek naturalny, cebulę, jajko, zioła i łyżkę mąki pszennej. Doprawić do smaku. Polecam formować nieduże kulki, obtoczyć w bułce tartej i smażyć na rozgrzanym oleju. Smacznego!
Chłopakom smakowało, a to najważniejsze dla mnie. Twarda skorupka z delikatnym wnętrzem. 

A w żłobeczku plaga - ponad połowa dzieci hurtem zesikała się w czasie snu ;p

  
Dobranoc <3