Jak się macie w nowym roku? Mam nadzieję, że sylwester się udał i kaca nie było. Mnie grudzień pożegnał strachem i niepewnością. Widzieliście kiedyś podwójnie? U mnie pojawiło się to w drugie święto. Myślałam - mam kaca. Ale w czwartek w pracy było gorzej, bo nie umiałam odnaleźć się w przestrzeni. Pojechałam na SOR do Kopernika... Tomografia, rozmowa z neurologiem... Badanie w porządku. Kazał mi się zgłosić do okulisty i przyjść na początku stycznia na rezonans. Lekarz dał też nadzieję, że to minie. W weekend było gorzej. Kiedy szłam nogi niepewnie mnie niosły, jakby nie dawały rady utrzymać ciężaru ciała. Nadszedł sylwester. Zamiast szykować się na imprezę, pojechałam na pogotowie okulistyczne. Pierwsze słowa lekarki "To na pewno nie od oczu, wina leży w głowie". Więc odbyło się kolejne spotkanie z neurologiem - "Tomografia! TERAZ!". Mówił o wykluczeniu jakiejś choroby, na którą zapadają kobiety w tym wieku. Okulistka wyjaśniła mi o co chodzi. To SM (jak ktoś nie wie, niech wpisze w google). Nogi mi się ugięły. Jak się można spodziewać - CT głowy w porządku. Kolejnym badaniem które ma rozwiać przypuszczenia lekarzy jest rezonans magnetyczny z kontrastem. Dostałam leki sterydowe na dwa tygodnie, bo to jeszcze może być zapalenie jakiegoś mięśnia, ale lekarze nie są w stanie powiedzie jakiego. Tak więc zdołowana pojechałam do domu i odwołałam obecność moją i prywatnego na sylwestrze. Zawiozłam Tosiaka do rodziców i potykając się wróciłam do domu. Rozwaliłam buty. Łykam od 3 dni te paskudne gorzkie tabletki i modlę się, żeby było lepiej. Póki co bez zmian. Dzisiaj jadę umawiać rezonans. Zobaczymy co teraz powie neurolog. Proszę, trzymajcie kciuki.
Ale kiedy jestem na zwolnieniu, mam czas, aby popieścić podniebienie prywatnego. Wczoraj garkuchnia serwowała pierś z kurczaka z sosie cytrynowo-pomarańczowym z ryżem. Robione na czuja, ale bardzo dobre. Zdjęć nie ma - nie zdążyłam zrobić. Cieniutko rozbiłam filety i natarłam solą, pieprzem, bazylią i słodką papryką. Zawinęłam w folię i poszłam po Tosiaka do żłobka. Wczoraj pierwszy dzień po chorobie. Jak się możecie domyśleć był lament. Dzisiaj wcale nie lepiej - na salę wszedł w spodniach do połowy założonych, bo nie i nie i nie. Ale bez płaczu. Kiedy wróciliśmy na oliwie podsmażyłam lekko mięso dodając posiekany czosnek. Ryż wrzuciłam do osolonej wody z dodatkiem słodkiej papryki. Starłam skórkę z połowy cytryny i z połowy pomarańczy. To wraz z niewielką ilością soku z pierwszego cytrusa i odrobiną cukru i czosnku podsmażałam na masełku. Już prawie gotowe. Prywatny akurat wszedł do mieszkania. Ryż dochodził, sosik dolałam do mięsa i dusiłam jeszcze przez chwile. Na koniec dałam sporo żółtego sera (oczywiście startego). Efekt był lepszy niż się spodziewałam. Skórki idealnie komponowały się z czosnkiem i serem. Koniecznie spróbujcie.
Jeszcze jedna pożyteczna rzecz trafiła na konto dnia wczorajszego. Zamówiłam zaproszenia dla Tosia na chrzest. Są oszałamiające.
Czekam aż się skończy pranie i zmykam do szpitala. TRZYMAJCIE KCIUKI!
P.S. Szkoda gadać co lekarz powiedział. Musze rozważy punkcje lędźwiową. Cholernie się boje. Jestem zła, a efekt nerwów to muffiny...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cytrynowy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cytrynowy. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 3 stycznia 2013
niedziela, 2 grudnia 2012
"Jak nie posólujesz jaja to nie zjesz!"
Niedzielny poranek. Antek z uśmiechem, a prywatny odziwo też z bananem na twarzy.
Pada magiczne pytanie:
"Co na śniadanie chłopaki, jajecznica?".
"KAWA" krzyknęli oboje...
I co ja mam zrobić? Miałam ich głęboko w nosie i ugotowałam jajka na twardo. Kiedy już im je dawałam, Tosiak przemówił do taty:
"Tata, posól sobie" - Brak reakcji u męża.
"Jak nie posólujesz jaja to nie zjesz!" - Momentalnie pozytywna reakcja.
Wczoraj cały dzień biegałam za prezentami, w piątek i czwartek tak samo. Miałam do odebrania farbki do kąpieli na przemysłowym teofilowie. Gorzej niż w czarnej dupie. I tu bardzo dziękuję urzędowej fotografce, że ze swoim prywatnym podwieźli mnie i byli ze mną cały czas. Zginęłabym bez nich. Potem pojechałam już tramwajem do drugiego sklepu. Wysiadłam na jednym końcu ulicy. Nie widziałam szyldu więc starszy Pan powiedział, że nr 2 to z drugiej strony. No i idę... Dochodzę do końca, patrzę... a tu nr 23.Więc wracam wściekła. W końcu znalazłam! Nogi mi weszły nie powiem gdzie. W piątek byłam w empiku po trzy ciężkie książki i wyrobić kartę do sklepu kosmetycznego, bo były fajne promocje. Czekałam na kawałek plastiku 30 min, gdyż system się zawiesił, akurat kiedy nadeszła moja kolej. Wczoraj natomiast byłam po kolejne prezenty. I jadąc do rodziców na urodziny mojego brata, podpisałam jeszcze umowę o salę na chrzciny... I zostawiłam kolejne pieniądze. To boli. Ale ponoć tylko kobieta potrafi tak szybko wydawać kasę. Więc chyba każdy zrozumie, że dzisiaj obiadu nie robię, bo po prostu MI SIE NIE CHCE.
Ale podzielę się za to z wami przepisem na... krem cytrynowy, który zresztą zamierzam zrobić jak mi się zachce i podać z kruchymi babeczkami. Na zdjęciu wygląda lekko i soczyście, aż mam ochotę się mocno w wgryźć. Przepis znalazłam w nowej gazetce biedronki.
"Lemon curd"
* 3 cytryny
* 2 całe jajka
* 2 żółtka
* 200g cukru
* 20g mąki ziemniaczanej
* 30g masła
Cytryny myjemy i osuszamy, ścieramy skórkę i wyciskamy sok. Cukier trafia do garnka razem z sokiem, skórką, mąką, jajkami i żółtkami. Mieszamy i stawiamy na małym ogniu. Kiedy się zagotuje, każą nam dodać masło i pyrtolic jeszcze przez 2-3 minuty. Masa musi byc gładka i lśniąca. Już to sobie wyobrażam, jak pięknie wygląda w małych słoiczkach, przewiązanych delikatną wstążką. Nie ma co, w najbliższych planach mam kruche babeczki z lemon curd.
Jeśli ktoś zrobi krem pierwszy to poproszę o relacje i opinie.
;)
Ojej, za oknem lekko sypie drobny śnieżek...
Pada magiczne pytanie:
"Co na śniadanie chłopaki, jajecznica?".
"KAWA" krzyknęli oboje...
I co ja mam zrobić? Miałam ich głęboko w nosie i ugotowałam jajka na twardo. Kiedy już im je dawałam, Tosiak przemówił do taty:
"Tata, posól sobie" - Brak reakcji u męża.
"Jak nie posólujesz jaja to nie zjesz!" - Momentalnie pozytywna reakcja.


"Lemon curd"
* 3 cytryny
* 2 całe jajka
* 2 żółtka
* 200g cukru
* 20g mąki ziemniaczanej
* 30g masła
Cytryny myjemy i osuszamy, ścieramy skórkę i wyciskamy sok. Cukier trafia do garnka razem z sokiem, skórką, mąką, jajkami i żółtkami. Mieszamy i stawiamy na małym ogniu. Kiedy się zagotuje, każą nam dodać masło i pyrtolic jeszcze przez 2-3 minuty. Masa musi byc gładka i lśniąca. Już to sobie wyobrażam, jak pięknie wygląda w małych słoiczkach, przewiązanych delikatną wstążką. Nie ma co, w najbliższych planach mam kruche babeczki z lemon curd.
Jeśli ktoś zrobi krem pierwszy to poproszę o relacje i opinie.
;)
OGŁOSZENIE
Szukam ochotniczki do pomocy przy zdobieniu i robieniu pierników i innych ciasteczek i ciast na święta. Fotografka mile widziana!Ojej, za oknem lekko sypie drobny śnieżek...
Subskrybuj:
Posty (Atom)