Wczoraj jak wiadomo była w mojej kuchni prawdziwa taśma produkcyjna. Ja lukrowałam, a Antek sypał. Potem dołączyła ciocia Ania i Krzemek (Tosio postanowił przechrzcić wuja z "Kemek" na "Krzemek"). Powstawały dzieła sztuki, jednak ciocia fotografka nie przesłała mi dokumentacji na maila, gdyż toczy bój z makowcami. Wybrała metodę "Do trzech razy sztuka". Więc zdjęcia pięknych pierników pojawią się kilka dni później. Zdradzę tylko, że największą fantazją wykazał się wujo...

To jest piernikowy ludzik z maczugą w czerwonym, wełnianym, długim sweterku. I oczywiście w butach z pomponami. Krzemek był z niego bardzo dumny.
Zapomniałam. W piątek wieczorem prywatny pojechał po choinkę. Przyszedł klnąc, bo nie mógł jej objąć. Ale jest piękna i pachnąca i bardzo, bardzo gęsta.

Co trzeba zrobić żeby ciasto nie opadło po wyjęciu z piecyka? Dodać mąkę ziemniaczaną. Nawet mój wierny asystent Tonisław nie został dopuszczony do miksera. Białka (6) ubijamy na sztywną piane - włączam mikser i idę ;) Pod koniec wsypujemy powoli cukier (1 szklanka), żółtka (6), szczyptę soli, proszek do pieczenia (płaska łyżeczka) i POWOLI mąkę (12,5 dag pszennej i 7,5 ziemniaczanej). Mieszamy na wolnych obrotach. Mikserowi dziękujemy w tym momencie. Proszę Tosia o mak, a ten biedak mało się nie zarwał pod puszką maku (kupuje w puszce bo nie mam maszynki, żeby zmielić). Nie wiem ile taka puszka ma w gramach, ale włożyłam całą zawartość. A, no i posiekane migdały. Teraz następuje monotonne mieszanie masy łyżką. I wszystko do dwóch tortownic i pieczemy 40 min w 175 stopniach. Po upieczeniu 10 min powinno ciasto leżeć w piecyku i dopiero wyjmujemy. To było wczoraj. A dzisiaj...
Brutalnie przecięłam placki na pół i nasączyłam:
- filiżanka mocnej herbaty
- trochę wódki / spirytusu
- sok malinowy
Potem ładnie nałożyłam czoko-śliwke (roboty teściowej) i pobiegałam do sklepu upaprana lukrem. Zapomniałam śmietany i kupiłam za całe 6.99 zł. Po drodze załapałam się na cukierka od Pana ochroniarza i dałam w zamian torbę pierników. Obiecałam też przyjść jutro z życzeniami.
I znów mikser ubijał śmietanę, a Antek w kulturalny sposób jadł barszczyk za pomocą bułki. Prywatny ma ręce jak rasowy murzyn, twarz jak wybielony czarnoskóry człowiek i nastrój jakby chciał mnie ugotować w wielkim kotle na obiad dla całego plemienia. Wiec na dżem położyłam śmietanę i nią też wysmarowałam cały biszkopt. Masę cukrową (o wszyscy świeci) po raz pierwszy robiłam samodzielnie. 1/2 kg cukru pudru, 1 białko, 1 łyżka ciepłej wody i ugniatamy. Potem tylko trzeba rozwałkować i sprytnym sposobem przenieść na ciasto. Ponieważ poczta polska postanowiła, ze jednak nie dojdą przed świętami zamawiane przez internet formy do wycinania z masy cukrowej, użyłam foremek do ciastek. Podoba się wam?
O bałwankach nie będę pisała - poległam w połowie. Jestem powiedzmy ambitna w kwestii dekorowania i pieczenia i dłubania przy jedzeniu. Ale przy tym przepisie powinno być "dla wytrwałych bez zobowiązań czasowych wobec rodziny".
Wesołych świąt!!
a jednak dokumentacja piernikobrania 2012 dotarła na mojego maila ;)
![]() |
zaczynamy.... |
![]() |
...lukier trafiał we włosy... |
![]() |
...a to 1/3 pracy... |
![]() |
...w samym środku ludzik cioci fotografki w babcinym sweterku... |
![]() |
...Krzemek z Antkiem... |
![]() |
...nowa fryzura... |
![]() | ||
A to mój piernikowy ludzik. |
oby pocztówka do Tosia jutro doszła!
OdpowiedzUsuńTo przepraszam z Laponii idzie? ;)
Usuńno a nie? :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAle słodkiego masz Facecika! <3 I jego większy kolega jaki fajny :D Rodzina Twoja jakaś, że tak się upodabniają? :D
OdpowiedzUsuńJa w te świeta nie robiłam ciasteczek, bo święta w rozjazdach były :<
p.s
świetne zdjęcia, jakim aparatem robione?
Ten większy kolega (KRZEMEK) to znajomy prywatnego (czyli męża mego). Obaj z moim Tosiem mieli irokezy więc siłą rzeczy się dogadali. A zdjęcia robiła Ciocia Ania fotografka, ale jaki ona ma aparat to nie wiem. ;(
Usuń