wtorek, 28 stycznia 2014
Witajcie w mojej bajce
Postanowiłam sobie,że wrócę do pisania kiedy wreszcie łaskawi lekarze wpiszą mi ostateczne rozpoznanie. Bo od roku wszyscy mówili, nikt nie wpisał. Po długich dniach wiszenia na telefonie, doczekałam się wyznaczenia terminu.
Dzień pierwszy
Na izbie przyjęć szybciutko załatwili sprawę , 5 minut i byłam zaobrączkowana. Idąc z mamą do przebieralni, mijamy nieciekawych pacjentów, gryzących się z mydłem i wodą. Z ulgą okazuje się, że nasz cel jest dalej. Kiedy elegancko ubrana w pidżamę dotarłam na oddział, zaczęło się... Pielęgniarka przez 40minut nie była w stanie podnieść głowy znad gazety. Dostałam łóżko na korytarzu, przy nieszczelnym oknie. Czekam.
4 godziny później przyszedł jakiś lekarz. Zbadał, pogadał i poszedł. Ha, i przewieźli mnie na sale.
Ten szpital dla odmiany nie przypomina głębokiej komuny. Raczej skłonię się ku stwierdzeniu "nowoczesna komuna". Łóżka mniej obdrapane, praktycznie w ogóle, szafki też takie ładniejsze. Tylko w nocy, podnosi się samo oparcie łóżka, nie umiem tego opanować :)
Sala duża, 5 kobitek razem ze mną. Jedna starsza niewstająca, druga rzeźbi w nocy (niestety wujo Kemek przegrywa pojedynek na chrapanie), trzecia po lekkim wylewie, czwarta z księgowa no i JA :-)
Zastanawiało Was kiedyś czy kucharki w szpitalu (nie chcę nikogo obrazić) próbują to co gotują? Ja osobiście w domu nie zaserwowałabym takich obiadków.
Przywitały mnie leniwe z cukrem i cynamonem. Radość w moich oczach. Jednak po pierwszym kęsie zagościła tam rozpacz. Kto normalnie wsypuje tyle mąki? To było coś jak... gumo podobna substancja o lekkim aromacie sera i pozbawiona przy tym wszystkich innych, posypana zwietrzałym cynamonem i cukropodobnym czymś. Ale mamusia mówiła "Jedz" i stała nade mną niczym prywatne gestapo :-) kolacji nie jadłam, więc nie powiem Wam nic.
A lekarz... nikt taki się tego dnia już nie pojawił, tylko siusiu, paciorek i spać, spać. Gdyby nie to chrapanie na łóżku obok... wujek Kemek wiadomo dostałby w zęby, ale starszej Pani bić nie wypada :-)
Dzień drugi
Gdzie ja jestem? Cholera szpital... tysiąc myśli i nadzieja że coś się ruszy. Prysznic i czekam...
Na śniadanko 3 kromki pieczywa, kawałek masełka i mocno słodka marmolada chyba wieloowocowa. Ale co by nie mówić, kanapkę się zjadło.
Pielęgniarka pobierająca krew - ominęła mnie
Pielęgniarka mierząca ciśnienie - ominęła mnie
W myślach krzyczę "Halo! Tu jestem!" Macham ręką i prawie wyskakuję z łóżka. W rzeczywistości zanurzam się w miękką poduszkę i pochłania mnie książka o wdzięcznym tytule DOKTORZY. I kiedy myślę, że na zawsze pozostanę tu niewidoczna, wpada zmachana piguła, krzyczy moje nazwisko i głupio się tłumaczy, że nie wyraźnie napisane i bez nr sali. Pobieranie krwi, coś się zaczyna dziać. Chwilę potem przychodzi lekarka, ta moja właściwa i jeszcze jakaś starsza mentorka. Badają, pytają, karzą chodzić, pukają, smyrają i dyskutują wpatrując się w prawą stopę, jakby oczekiwały że nagle jednak odpowie na bodźce. Pada w końcu pytanie
- " Po jakim czasie przestała Pani podwójnie widzieć?"
- " Ale ja cały czas podwójnie widzę" - po raz nasty próbuję przekazać cenną informację
- " Ciągle?! Od roku?!" - przerażenie w oczach - bezcenne - "No to punkcja, rezonans..."
I kiedy przeszły do kolejnej pacjentki, utwierdzając mnie w świadomości że najwcześniej wyjdę w poniedziałek... Wpada główno dowodzący, góru oddziału i po zapoznaniu się ze mną oświadczył, że punkcję można pominąć, i tak tu jest stwardnienie, z punkcją czy bez. O dzięki Ci Boże! :-)
Obiadek... cóż zalewajka, której nie tknęłam, a na drugie żyły udające mięsko, w ciemnym sosie z kaszą jęczmienną przekładaną zielem angielskim i gotowana marchewka z czymś dziwnym. Co wy na to? Za to zaliczyłam już pierwszą dawkę sterydów, na razie bez zmian. Tylko gorzko w buźce.
Na osłodę Prywatny przywiózł mi zapas czekolady, a Ania fotografka najpyszniejszą bułkę z serem na świecie - jakoś tu przetrwam. Gdyby nie Kemek chcący spuścić mi trochę krwi, no bo skoro mam "zaworek" w żyle... Głupki moje. Ale miło mieć przy sobie ludzi, którzy skupią Twoje myśl na czymś mniej istotnym.
Dzięki nim ominęła mnie kolacja, chleb i coś między pasztetową i konserwową...
Na dobranoc różowa piguła... na uśmiech :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kolacja nie zjedzona, wczoraj też. Ajj trzeba to ciasto zrobić i Ci podrzucić :P
OdpowiedzUsuń