Na początek dobre/złe wieści. Dzwoniłam w czwartek do szpitala. Okazało się, że są moje kolejne wyniki z punkcji, pozytywne całe szczęście. Jednak "mój" wspaniałomyślny Pan doktor chciałby jeszcze raz wykonać punkcję... Ja nie wiem, oni wszyscy tak chętnie nakłuwają i robią szereg innych zabiegów mówiąc "ale to nie boli". Założę się, że mało który lekarz przekonał się na sobie jak to jest. Postanawiałam się póki co nie zgadzać. Mam uraz psychiczny po ostatniej punkcji. Dużo się działo w tym tygodniu. Prywatnego w robocie zamknęli w piecu, bo go nie zauważyli. I jak mówi Antek "Tata się upiekł jak ciasteczka". Więc kiedy w tv pokazali biały dym, mały pyta:
"A czemu pokazują ciągle ten dym?"
"Bo wybrali nowego papieża"
"I wrzucili go do pieca?"
Czasem się zastanawiam, może warto iść z nim do psychologa dziecięcego? Muszę o tym pomyśleć.
Wczoraj na zaprosiliśmy na kolację moich rodziców. Prywatny bardzo się przejął i postanowił sam gotować/piec lub smażyć. Przez tydzień próbowaliśmy ustalić wspólne menu. Stanęło na gruzińskich chlebkach z serem solankowym i sałatce z krewetkami. Mój wkład ograniczył się do musu czekoladowego. Tata zachwycony jak jego zięć gotuje. Było miło i wesoło. Ja miałam okazję wykazać się dzisiaj. Gotowałam obiad dla teścia. Niestety zatrzymały go interesy. Więc obiad pojechał do niego z plackami po zbójnicku. Zawsze się bałam zrobić gulasz. Okazało się to proste jak konstrukcja cepa i od roku jest to jedna z ulubionych potraw chłopaków. Placki ziemniaczane każdy umie usmażyć. A mięsko idzie tak:
Gulasz do placków po zbójnicku
- 1kg szynki (szukajcie niepoprzerastanej)
- 1 duża cebula
- 1 duża czerwona papryka
- 1 duży pomidor
- 5 pieczarek
- 1 szklanka bulionu wołowego (z 1 kostki)
- 2 ząbki czosnku, 2 liście laurowe, ziele angielskie
- pieprz, sól, ocet ryżowy/czerwone wino, słodka papryka
Mięso kroimy w nieduże kawałki, obtaczamy w mące. Wrzucamy na rozgrzany olej i podsmażamy. Dolewamy bulion, dodajemy ziele angielskie i liście laurowe. Zmniejszamy ogień. Cebulkę i paprykę kroimy na pół i w plasterki. Pomidora pierw zanurzamy we wrzątku (żeby ładnie zeszła skórka), potem kroimy w kostkę. Pieczarki w plasterki. Wrzucamy wszystko na patelnię. Dusimy do miękkości. Doprawiamy.
Każdemu się uda ;) Opcjonalnie możecie dodać gotowej przyprawy do gulaszu.
Czekam teraz na opinię szanownego teścia. Obym przypunktowała.
Ach, jeszcze jedna ciekawostka z tego tygodnia. Wiecie kogo spotkaliśmy z Tosiem oglądając pociągi na Kaliskim? No nie uwierzycie - LISA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz :)