środa, 1 sierpnia 2012

Kaleka vs papierówki


Wyobraźcie sobie mnie. Mnie w kuchni, na krześle (barowym), przy bufecie, z szyną na lewej dłoni, z obieraczką w prawej i torbą z 5 kg papierówek obok. Można się złapać za głowę.
Babcia dostała od znajomej torbę jabłek. Ona ich nie chciała, mama ich nie chciała, więc jak zawsze padło na mnie (wiedziały co robią). I tak sobie siedziałam w niedzielę wieczorem, obierałam kruszynkę po kruszynce, kroiłam, wyjmowałam gniazdka... Prywatny mąż miał szczere chęci dobrego samarytanina, ale wymiękł przy 15 jabłku - praktycznie obierał w kostkę. Teściowa wróciła do domu - popukała się w głowę. A ja sobie strugałam dalej papierówki.
Ha ha ha! Jeee!!! 5 kg w kostkę pokrojone w wielkim garnku z cukrem, cynamonem i.... odrobiną zapachu migdałowego. Super się nadaje do szarlotki. Mięciutkie! Marzenie o prysznicu i miękkim łóżku stało się możliwe do spełnienia. Proszę faceta mego o pomoc przy zakręcaniu słoików (ja chwilowo brak chwytnego kciuka). A on - obrażony! No masz babo! Można stać, gotować, robić, sprzątać, dogadzać, a i tak będzie źle. Bo on chciał na koncert. I jak z dzieckiem. Krzyknie "Mama kupę!" i trzeba lecieć podtrzymać na kibelku. No to poszliśmy. Ale było fajnie na szczęście prywatnego męża ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz :)