sobota, 11 sierpnia 2012

Szpinak ujęcie kolejne.


Jak każdemu wiadomo mam szpinakowych chłopaków w domu, więc to nie nowość, ze znów było zielono na talerzu. A właściwie biało - zielono, a raczej w środku biało - zielono, a na zewnątrz... hmm... nieważne.
Jeszcze jak byłam panienką... mama zrobiła pierogi ze szpinakiem, serem feta i bazylią. Były pycha, jednak do tej pory nie znalazłam czasu, żeby je zrobić. Jak na mnie przystało. Dzisiaj nadszedł wielki dzień, wreszcie cudnym trafem lodówka zawierała wszystko co potrzeba. Oprócz szpinaku, ale to już nie był problem. Prywatny mąż z uśmiechem na twarzy zawiózł mnie do sklepu.
Kawka wypita, ciasto zjedzone, hasło przewodnie Antek już wykrzyczał ("Szpinak, robimy! teraz!"), więc do kuchni rodacy. Zielone cudo rozmroziło się na patelni, do tego trochę posiekanej cebulki,  głowa czosnku, pieprz i... Tosio, dzielny kucharczyk, wkruszył ok 200 g fety. Nauczył się nowego słowa, "Mama pyrtoli! Szpinak!". Więc się tak gotowało. Będąc w sklepie rano znalazłam "Zioła dalmatyńskie". Mieszanka wzbogaciła wspólnie z bazylią smak szpinaku. Odrobina wytchnienia. Antosiek zasnął, prywatny mąż zajął się dopieszczaniem auta. Chwilo trwaj. Tak mi mało tej samotności odkąd wróciłam do pracy. Na koniec dnia zawsze mam ochotę wystawić facetów za drzwi, na klatkę. Szkoda, że tak nie można. Cudnie było by ich co jakiś czas teleportować na Marsa... ;)
Czas na ciasto na pierogi. 1 szklanka mąki pszennej trafia do miski. Zalewam to wrzątkiem, tak na oko, żeby powstała "paćka". Potem druga szklanka mąki, jajko, odrobina soli, bazylia i zagniatam. Jak zwykle zapomniałam zdjąć obrączkę. Ehh... Wałkuję cienko ciasto, kroję na kwadraty ok 5x5 cm i dalej jak każde pierogi. W dużym garnku gotuję wodę z oliwą (żeby się nie sklejały pierożki). Wrzucam do wody, jak wypłyną na powierzchnie, wyłączam gaz i jeszcze chwilę trzymam je w wodzie. Mąż wrócił z auta, coś psioczy na jakąś pompę czy coś. Nie znam się. Grunt, że udało mi się go przekonać, że obiadek jest ważniejszy i warto zostawić inne rzeczy na później. Na patelni rozpuszczam masełko, polewam pierożki, troszkę bazylii (najlepiej świeżej, ale akurat nie miałam) i gotowe. Smacznego!
A potem wstał Antek i znów było co robić...

1 komentarz:

  1. No ja jestem anty szpinakowa, Kemek też. Jak Ci się uda nas przekonać, to jesteś miszczem :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz :)