Babcia jako jedyna dała się namówić na kupienie dla mnie mąki żytniej. Nadszedł weekend i nowe wyzwania.
Po całym tygodniu wstawania razem z prywatnym mężem ok 4.30 rano (bo przecież nikt nie da się wyspać - zawsze trzeba porozmawiać i wybudzić), marzyłam o WYSPANIU się... Ale Tosiek wstał już o 7.30, teściowa chwile potem i człowiek też musiał tyłek podnieść. Mama pewnie się odwdzięczyła za wczorajszą pobudkę... A Ci ludzie są mściwi ;)
A tak...
Dzień I - zakwas
Poszukiwany słoik z szerokim otworkiem. Znalezienie go na ślepo w komórce zajęło mi całe 3 minuty. Pół szklanki mąki żytniej i 100ml letniej wody. Trzeba to dobrze wymieszać - zero grudek. Konsystencja powinna być jak gęsta śmietana. Lekko zakręcony słoik (żeby powietrze dochodziło) trafił na szafkę w kuchni.
Ustawiłam sobie w telefonie przypomnienie, żeby co dziennie "karmić" zakwas - 2-3 łyżki mąki każdego dnia przed pracą. Takie małe śniadanko ;) I tak 4-5 dni.
Pan z klocków duplo właśnie zrobił siusiu na kibelek, a strażak wiezie drugiego siedzącego na czajniku w taczce. Dzięcięca wyobraźnia. Jest policja z dwoma kogutami i policjant w areszcie. I łazienka na dachu z prysznicem na lampie. To były czasy...

A zakwas będzie gotowy, kiedy w ostatnim dniu pojawią się pęcherzyki powietrza.
C.D.N.
Ostatnio pokazał mi komputer :D Ahh ta wyobraźnia :D
OdpowiedzUsuń