niedziela, 22 lipca 2012

Bułeczkowe wyzwanie!


Zaczęła moja mama. To dzięki niej w domu pojawił się zapach pieczonego chleba i przepysznych bułeczek. Na początku, tylko pszenne, później odważniej zaczęła podchodzić do tematu. Wszystko było pyszne. Kiedy się wyprowadziłam miałam wybór: chleb z piekarni, albo własny. I jak się każdy spodziewa - stanęło na dofinansowaniu piekarni. Przyznaję, kilka razy dostałam od mamy zakwas w słoiku, przepis jak dla ułomnych (punkt po punkcie) i nawet worek mąki żytniej. Pełna nadziei przez 4 dni dokarmiałam zakwas, później zarobiłam ciasto, wyrosło, włożyłam do formy, do nagrzanego piecyka i ... ładnie rośnie, ładnie pachnie! wszystko jak u mamy! Kiedy wyjęłam upieczony chleb piałam z zachwytu. Czar prysł w momencie ukrojenia pierwszego kawałka. ZAKALEC!! Więc się poddałam, załamałam i wpadłam w chlebową depresje. Mówię wam, to było straszne. Prześladował mnie zakalcowy potwór.
Minęło trochę czasu.
Kilka dni temu mama dała mi kolejny przepis na chleb i na ciabatte. Zaczęłam od bułek i... WYSZŁY!! Pyszne, mięciutkie bułeczki!!

Wiedzieliście, że zaczyn na ciabatte to "biga" (z włoskiego)? Ja też nie wiedziałam.
Więc jak ja to zrobiłam...
5 razy przeczytałam przepis dany przez mamę. I jeszcze raz i jeszcze raz... Raz kozie śmierć. O godz. 20.00 w piątek zrobiłam "bigę" (zaczyn). Było to dośc trudne, bo prywatny mąż gonił mnie do wyjścia na Pietrynę, Antek marudził ( nawet go nie przekonało,że będą bułeczki), a teściowa prześladowała mnie piwem "No wypij bo bąbelki wylecą!". Ale podołałam! w misce odmierzyłam 250g mąki pszennej. W 150 g letniej wody rozrobiłam 1/2 łyżeczki drożdży instant (suchych). Połączyłam wsio i wyszło gładkie ciasto. Przykryłam folią spożywczą i z czystym sumieniem podążyłam śladem głowy rodziny. Wieczór był fantastyczny. Polecam gorąco pijalkę piwa WARKA (między Zieloną, a Jaracza, po prawo idąc od Zielonej). Mieliśmy widownię w postaci kilku pijaczków, którzy od stolika do stolika prosili o papierosa/peta/5 zł. Ale było miło i spokojnie, jak na piątek naprawdę super! Wróciliśmy dość późno, więc zakładając,że w przepisie jest napisane "Bigę zostawić do fermentacji 8-12 godz.", wybrałam 12 godz. Nieprzytomna o 8.00 rozmieszałam 2 łyżeczki drożdży instant z 300 ml wody letniej, dodałam do zakwasu. Najgorsze było rozmieszanie na gładkie ciasto. Dosypałam 250 g mąki pszennej, przykryłam folią i wróciłam na 2 godz do łóżka. Bynajmniej miałam taką nadzieję, ale teściowa urządziła pobudkę. A Tosiek mnie budził "Hasia, mama, Asia tawaj! AM AM!". taa...
Trzeba było odwieźć teściową. Wywaliłam rodzinkę z domu i wróciłam do bułeczek. Dodałam 2 łyżeczki soli, 4 łyżki oliwy i 250 g mąki pszennej. Zagniotłam, ciasto urosło. Na ok 12 części trzeba to podzielić. Dla mnie ciasto było za rzadkie, dodałam trochę więcej mąki. Na blasze w dużych odstępach formowałam prostokątne bułki. Na początku cztery. Posypałam całość mąką i dałam temu chwilę jeszcze na wyrośnięcie (ok 30 min). Piecyk musi być nagrzany na 230 stopni (dałam 240;p). Buły się pieką 15-20 min. To był czas mojej modlitwy o udane dzieło.
HURRA!! Pierwsze ciabatty wyszły!!
Mój mały smakosz mnie nie zawiódł ;) Powodzenia przy pieczeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz :)