piątek, 24 sierpnia 2012

1:0 dla mnie!


Przez te kilka ostatnich dni, zawsze przed pracą "karmiłam" zakwas. Odwdzięczył się sowicie. W niedzielę miał co prawda zamiar uciec mi ze słoika, ale go powstrzymałam - stanął na półce w łazience, bo tam jest najchłodniej.
Dzisiaj nadszedł dzień sądu. Nastawiłam budzik na 5.00, żeby zdążyć zagnieść ciasto. Położyłam się nawet wcześniej, ale byłam tak podekscytowana, że o spaniu nie było mowy. Skutek? Wylany kubek herbaty stojący przy łóżku i zawał serca na dźwięk budzika. Komentarz męża? "Boże, co za sierota". Ha, nie zgasił mojego zapału. Kawa i do przodu. Duża miska, miarka... Wsypujemy: 350g mąki żytniej, 400g mąki pszennej, 600ml letniej wody (jeśli chleb będzie bez dodatków to wystarczy 500ml), łyżka soli i ewentualnie dowolne ziarna. Ja zrobiłam czysty chlebek, bo jak to określiła teściowa "Ja z ziarnem nie lubię". Trzeba się "przypodobać". Zagniotłam wszystko z zakwasem, patrząc głodnym wzrokiem na prywatnego męża jak wcinał naleśniki na śniadanko. Ślinka leci.
Zagniotłam, rąk nie domyłam (w autobusie znalazłam ciasto między palcami), ścierką w kratkę przykryłam, na 12 godzin odstawiłam. Ale mi się zrymowało.
O matko, mąż siedzi obok i nadaje, no myśli nie mogę zebrać. "Kotek idź pod prysznic" - mówię czule, a on mi "Spadaj!". Cóż, męska polityka. W robocie siedziałam jak na szpilkach. Moja mama pewnie miała mnie ochotę wystawić za drzwi jak po Antka przyjechałam. Nadawałam jak nakręcona o chlebie. Bo przepis oczywiście od mamusi.
Znowu mąż. "To jedziemy autostradą czy nie?" Kurde, nie wiem. Wiem, że do domu się spieszyłam, bo chleb! Jak dotarłam, piecyk był nagrzany na 210 stopni. 3 łyżki odłożyłam do słoika - to będzie zakwas na kolejny raz (trafia do lodówki). Formę wysmarowałam olejem  i przełożyłam ciasto. Po 10 min w piecu trzeba wyjąć. Skórka powinna być "ścięta". Nacinamy w kilku miejscach dość głęboko. I teraz na 50 min. W tym momencie nadchodzi czas na telefon do mamy, ten z serii "A jak Ty to robisz?". Dowiedziałam się, że po wyjęciu z piekarnika, mam odczekać 10 min i wyjąć chleb z formy na kratkę. Tak też zrobiłam i... WYSZEDŁ! Teściowa obskubała skórkę. Po łapkach będę bić!
Może to nie dzieło sztuki, ale własne i na zakwasie ;)
Ach, taka mała wskazówka. Piecyk na 210 stopni bez termoobiegu, grzanie góra i dół, a zakwas przed następnym użyciem, kilka godzin wcześniej trzeba wystawić z lodówki.

POWODZENIA!

2 komentarze:

Dziękuję za komentarz :)